„Chcę mieć dziecko właśnie z nim. On jest piękny, inteligentny, cudny… Nawet nie będzie wiedział, że mnie zapłodnił!”. Kiedy usłyszałam zgrzyt klucza w zamku, szybko wyłączyłam komputer i poszłam do kuchni przygotować obiad. Tamtego wieczoru zamierzałam spróbować pierwszy raz…
Coraz częściej w przestrzeni publicznej słyszymy „nie chcę mieć dzieci”. Jednych taka deklaracja dziwi, innych oburza, a jeszcze inni wyrażają głos poparcia. Z czego wynika coraz większa niechęć do posiadania dzieci? Nie chcę mieć dzieci – mówi coraz więcej kobietAntynatalizm – co to? Na czym polega?Argument Davida Benatara – minimalizacja cierpienia, zamiast maksymalizacji przyjemnościNikt nie pyta dziecka o zgodęDzieci rodzą się dla nas, a nie dla samych siebieArgument ekologicznyAntynatalizm a religia i inne poglądyTeoria ZapffegoBudda a śmiertelność człowiekaPoglądy Kościoła KatolickiegoCzy to dziwne, że nie chcesz mieć dzieci?Instynkt macierzyński nie istniejeNie chcę mieć dzieci, czyli nowy model rodzinyBezdzietność z wyboru – egoizm wobec państwa?Nie chcę mieć dzieci, ponieważ nie pozwalają mi na to zarobkiNie chcę mieć dzieci, ponieważ chcę się realizować w inny sposóbPosiadanie dzieci to Twój wybór Nie chcę mieć dzieci – mówi coraz więcej kobiet Dlaczego kobiety świadomie rezygnują z macierzyństwa? Odpowiedź jest prosta – bo mogą! Czasy i kultura się zmieniają, a patriarchat, mimo że wciąż istnieje, to nie ma już takiego wpływu na wolność kobiet. Oczywistym jest, że jeśli pojawia się możliwość rezygnacji z macierzyństwa, to znajdzie się wiele osób, które z tej możliwości skorzystają. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Jeszcze nie tak dawno głównym zadaniem kobiety było macierzyństwo i troska o ognisko domowe. Było to naturalne i niekwestionowalne. Kobieta bezdzietna była postrzegana jako „niepełna” i wyraźnie gorsza. Dzisiaj pozycja kobiety jest znacznie lepsza. Potrafi zadbać sama o siebie, zarabiać pieniądze i często nie chce rezygnować z życia, które ma na rzecz opieki nad dzieckiem. Jednak czy kariera zawodowa i hedonizm to główne przyczyny, dla których coraz częściej słyszymy „nie chcę dziecka”? Wydawać by się mogło, że pronatalistyczna i prorodzinna polityka naszego rządu zachęca Polki do prokreacji. Efekty są jednak odwrotne do zamierzonych. Działania naszego rządu w kwestii zaostrzenia prawa aborcyjnego sprawiły, że wiele kobiety otwarcie mówi, że nie chce mieć dzieci! Polki rezygnują z macierzyństwa ze strachu o los własny i rodziny, gdyż w wielu kwestiach nie mogą liczyć na wsparcie ze strony Państwa. Niegdyś popularny i pożądany obraz Matki Polki dzisiaj jest już przestarzały i nieatrakcyjny. Niewiele współczesnych kobiet chce kojarzyć macierzyństwo z nadludzkim heroizmem i poświęceniem. Sytuacja ekonomiczna w Polsce również nie zachęca do sprowadzania na ten świat kolejnych istot. Młodych małżeństwa najzwyczajniej w świecie nie stać na utrzymanie siebie, a co dopiero dziecka. Kobiety obawiają się utraty pracy i tego, że nie będzie ich stać na opłacenie żłobka. A o własnym mieszkaniu młodzi ludzie mogą jedynie pomarzyć. Czy w takim przypadku jest to bezdzietność z wyboru, czy może raczej ze strachu? Być może gdyby prorodzinna polityka polskiego rządu skupiła się na tym, aby pomóc osobom, które chcą mieć dzieci, zamiast zmuszać wszystkie kobiety do rodzenia, to sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Antynatalizm – co to? Na czym polega? Powodów, dla których kobiety nie chcą mieć dzieci, jest znacznie więcej. Nie muszą to być wyłącznie przyczyny polityczno-ekonomiczne. To, że nie chcę mieć dzieci, nie musi wcale oznaczać, że mnie na nie nie stać lub, że nie lubię dzieci – wręcz przeciwnie i mówi o tym pewien pogląd filozoficzny. Antynatalizm – co to takiego? Antynatalizm nie jest nowym pojęciem, wspominano o nim już w filozofii starożytnej Grecji. Jest to stanowisko filozoficzne, które zakłada, że sprowadzanie nowych istot na świat pełen cierpienia jest moralnie złe. Tym bardziej że odbywa się to bez ich zgody. Antynatalista apeluje zatem do każdego człowieka, aby nie sprowadzać na ten świat nowych istnień zarówno jeżeli chodzi o rozmnażanie ludzi, jak i zwierząt. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Poniżej przedstawiamy główne argumenty antynatalizmu. Argument Davida Benatara – minimalizacja cierpienia, zamiast maksymalizacji przyjemności Filozof antynatalista w prosty i logiczny sposób tłumaczy, dlaczego należy zaprzestać rozmnażania. Oczywistym jest, że odczuwanie cierpienia jest złe, a odczuwanie przyjemności jest dobre. Zatem spłodzenie człowiek wiąże się z jego cierpieniem, ale również z przyjemnością. Jeśli jednak nie powołamy istoty na ten świat, to unikniemy cierpienia. Oczywiście unikniemy również przyjemności, jednak nikt w tym przypadku nie zostanie pokrzywdzony, ponieważ człowiek, któremu ta przyjemność zostałaby odebrana, nigdy nie zaistniał. Nikt nie pyta dziecka o zgodę Prokreacja jest niemoralna, ponieważ każda istota przychodzi na ten świat bez wyrażenia na to zgody. W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, w którym myśli, że może lepiej byłoby się nie urodzić. Cierpienie nie ominie nikogo. Nawet jeśli staramy się być najlepszymi rodzicami na świecie, to nie mamy pewności, czy nasze dziecko będzie miało dobre życie. Czy gdybyśmy wiedzieli, że po narodzinach jego życie będzie przepełnione chorobą, lub będzie na starość będzie samotne albo – w przypadku osób religijnych – że ostatecznie trafi do piekła, to czy nadal zdecydowalibyśmy się na wydanie go na ten świat? Dzieci rodzą się dla nas, a nie dla samych siebie Antynatalizm zakłada, że ludzie decydują się na dzieci z pobudek czysto egoistycznych. Prokreacja odbywa się w celu zaspokojenia własnych potrzeb. Gdy ktoś mówi „nie chcę mieć dzieci”, to często słyszy: „a kto na starość poda ci szklankę wody?” lub „a kto zapracuje na twoją emeryturę?”, itd. Zatem dzieci, nigdy nie są stworzone same dla siebie – zawsze dla nas. Dlatego antynataliści zachęcają do adoptowania dzieci, które już się narodziły, ponieważ tylko w taki sposób można zastąpić egoistyczne pobudki szczerym altruizmem i chęcią niesienia pomocy. Argument ekologiczny Antynatalista mówi, że nie chce mieć dzieci lub nie chce mieć więcej dzieci (antynatalistą można stać się, nawet gdy posiada się już swoich potomków), ponieważ nie chce przyczyniać się do niszczenia naszej planety. Jest to poważny i uzasadniony argument. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Obecnie rodzące się dzieci będą prawdopodobnie żyły w czasach największej katastrofy klimatycznej. Być może będą musiały walczyć o dostęp do wody pitnej i innych zasobów niezbędnych do życia. Rodzenie nowych dzieci przyczynia się bezpośrednio do dalszej eksploatacji środowiska naturalnego. Więcej dzieci oznacza większe zużycie ograniczonych zasobów, większe zanieczyszczenie oceanów, większy ślad węglowy i większe odpady komunalne. W takim wypadku antynatalizm wydaje się być najlepszym rozwiązaniem na zmniejszenie skutków katastrofy, która dosięgnie przyszłe pokolenia. Antynatalizm a religia i inne poglądy Poglądy antynatalistyczne znajdują odniesienie w innych przekonaniach. Teoria Zapffego Według teorii antynatalisty Petera Wessela Zapffego człowiek jest zwierzęciem, u którego przesadnie wykształciła się świadomość, przez co nie jest w stanie funkcjonować tak jak inne zwierzęta. Dostaliśmy na swoje barki zdecydowanie więcej, niż jesteśmy w stanie unieść. Dzięki świadomości jesteśmy zdolni do ujrzenia naszego bezsensu i kruchości we wszechświecie. Chcemy żyć, jednak jako jedyny gatunek mamy świadomość nieuniknionej śmierci. Potrafimy analizować naszą przeszłość i wyobrażać sobie przyszłość, myślimy o cierpieniu własnym i mamy świadomość cierpienia innych ludzi. Poszukujemy sprawiedliwości i sensu w świecie, w którym sprawiedliwości i sensu nie ma. To sprawia, że życie świadomego i myślącego człowieka staje się tragiczne. Zatem czy warto mieć dzieci? Zgodnie z tą teorią – dla ich własnego dobra nie warto. Antynatalizm jawi się więc jako altruistyczny pogląd, który oparty jest na empatii i trosce wyrażającej się w zaprzestaniu sprowadzania na Ziemię kolejnych ludzi, którzy będą cierpieć lub przyczynią się do cierpienia innych istot. Budda a śmiertelność człowieka W naukach Buddy również można dopatrywać się antynatalistycznych poglądów. Mnich uważał antynatalizm za jedyne rozwiązanie problemu śmiertelności człowieka. Człowiek, który nie zdaje sobie sprawy z cierpienia, jakie niesie ze sobą życie i płodzi dzieci, które już z chwilą narodzenia skazuje na śmierć. Żadnego człowieka nie ominie starzenie się i umieranie. Zdaniem Buddy, jeśli człowiek tylko zda sobie z tego sprawę i zaprzestanie prokreacji, tym samym położy kres starości i śmierci. Poglądy Kościoła Katolickiego Nietrudno zauważyć, że Kościół Katolicki nawołuje do rozmnażania się. Jeżeli zastanawiasz się „nie chcę mieć dzieci, czy to grzech?” – to musisz wiedzieć, że według Kościoła Katolickiego niechęć posiadania dzieci jest jawnym grzechem i jedną z fundamentalnych przeszkód do zawarcia małżeństwa lub powodem do jego unieważnienia. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Celem Kościoła Katolickiego i każdej innej religii jest powiększanie wspólnoty i przekazywanie religijnych idei przez pokolenia. Księżą zachęcają do wielodzietności. Oczywiście sytuacja wygląda inaczej, jeżeli para z różnych przyczyn (zdrowotnych) nie może posiadać dzieci. Według wiary katolickiej grzechem jest świadoma decyzja o nieposiadaniu potomstwa, czyli tzw. bezdzietność z wyboru. Czy to dziwne, że nie chcesz mieć dzieci? Gdy nie chcę mieć dzieci i mówię o tym głośno, niemal pewne jest, że spotkam się z krytyką, zdumieniem i niezrozumieniem w jakimś obszarze społeczeństwa. Mimo że coraz powszechniejsze stają się inne modele rodziny niż ta tradycyjna, to w powszechnej świadomości ciągle funkcjonuje obraz kobiety-matki. Mogę mieć ustabilizowaną sytuację życiową, dobrze radzić sobie finansowo i mieć kochającego partnera, mimo to nie chcę mieć dzieci, bo np. nie lubię dzieci albo najzwyczajniej nie czuję tej potrzeby. To jest zupełnie normalne! Zdarza się, że nie mówimy kategorycznie, że „nie chcę mieć dzieci nigdy”, ale nie wiem, czy chcę mieć dzieci i to również jest naturalne. Niewiele matek myśli o macierzyństwie jak o ogromnej odpowiedzialności za życie drugiego człowieka. Jest to naprawdę wielka sprawa, która wywraca nasze życie do góry nogami. Możemy nie być nigdy na to gotowi i rezygnacja z macierzyństwa z obawy przed zbyt niskimi kompetencjami rodzicielskimi jest wyrazem poczucia dużej odpowiedzialności. Antynatalista powie, że lepiej nie mieć dziecka wcale, niż mieć i nie być w stanie zaspokoić wszystkich jego potrzeb. Bezdzietność z wyboru może mieć nieskończoną ilość przyczyn. Może być również tak, że wcale nie musi obchodzić nas los planety w tym kontekście, czy obawa przed nieporadzeniem sobie z rodzicielstwem. Jako kobiety możemy nie czuć żadnych emocji związanych z dziećmi. Mogą być one dla nas neutralne (lub nawet odrzucające) i możemy nie chcieć mieć z nimi żadnego kontaktu. W tym także nie ma nic nadzwyczajnego. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Zatem czy to dziwne, że nie chcę mieć dzieci? Dla wielu ludzi może to się wydać niedorzeczne i „sprzeczne z naturą”, ale obiektywnie nie ma w tym nic dziwnego i niepokojącego. Nie warto ulegać presji społeczeństwa i rodziny, szczególnie w tak ważnej sprawie jak powołanie na świat nowego istnienia. Jeśli zastanawiasz się „nie chcę mieć dzieci – jak powiedzieć rodzinie?”, to pamiętaj, że nikomu nie musisz tłumaczyć się ze swoich świadomych wyborów. Sytuacja wygląda inaczej, jeżeli jesteś w związku i planujecie małżeństwo – warto wówczas omówić ten temat z partnerem, aby każdy miał świadomość swojego stanowiska i nikt nie został pokrzywdzony. Instynkt macierzyński nie istnieje Gdy mówisz bliskim, że nie chcesz mieć dzieci, na pewno usłyszysz, że tak ci się tylko wydaje i kiedyś to się zmieni, gdy obudzi się ten mityczny instynkt macierzyński. Ale czas mija, a brak instynktu macierzyńskiego pozostaje niezmienny. Czy to normalne? Oczywiście, że tak, ponieważ coś takiego jak instynkt macierzyński nie istnieje. Nazywając jakieś zjawisko instynktem mamy na myśli coś wrodzonego – genetycznego. Instynkt jest stałą reakcją behawioralną na dane bodźce. Jednak badania nie wykazują, aby w przypadku naszego gatunku u każdego przedstawiciela płci żeńskiej pojawiały się takie same, stałe reakcje na dany bodziec, jakim jest dziecko. Obserwujemy za to różnorodność zachowań w zależności od kultury, rasy, miejsca zamieszkania, modelu wychowania, i tak dalej. Zwykle jednak instynkt macierzyński postrzegamy jako coś, co daje o sobie znać przed pojawieniem się dziecka (bodźca). Jest on rozumiany jako wewnętrzna potrzeba posiadania dziecka. Nie jest to jednak uwarunkowane genetycznie i nie dotyczy każdej kobiety. Jak zatem wytłumaczyć przywiązanie do dziecka, jakie zwykle czują kobiety tuż po porodzie? Wszystko jest sprawką hormonu nazywanego oksytocyną. Oksytocyna odpowiada za tworzenie więzi i potrzebę opieki, zapobiega też chęci porzucenia dziecka. Hormon ten nie wytwarza się jednak wyłącznie podczas porodu i karmienia piersią. Oksytocyna uwalnia się również podczas dotyku, np. gdy ojciec przytula dziecko, to również wytwarza z dzieckiem silną więź. Nikt jednak nie mówi o czymś takim jak instynkt tacierzyński, a przecież mężczyźni także odczuwają potrzebę posiadania dziecka. Instynkt macierzyński nie istnieje, ale istnieje potrzeba opieki i tworzenia więzi, którą można realizować w inny sposób, np. opiekując się zwierzęciem domowym. Brak instynktu macierzyńskiego w logiczny sposób nie może zatem świadczyć o wybrakowaniu kobiety lub jakimś zaburzeniu psychicznym. Niektóre osoby może odrzucać choćby to, co robi dziecko w brzuchu mamy. Można znaleźć szereg argumentów estetycznych, sensorycznych czy po prostu psychologicznych, które są wystarczającym wyjaśnieniem niechęci do posiadania dziecka. Nikt nie musi się z tego typu postawy tłumaczyć. Nie chcę mieć dzieci, czyli nowy model rodziny Z prawnego punktu widzenia rodziną są osoby spokrewnione lub niespokrewnione pozostające w faktycznym związku i wspólnie prowadzące gospodarstwo domowe. Zatem małżeństwo jest rodziną. Z socjologicznego punktu widzenia definicja rodziny zakłada powiązanie ze sobą grup osób poprzez pokrewieństwo lub powinowactwo, zakładając, że w skład rodziny wchodzi przynajmniej jeden rodzic i jedno dziecko. Zdaniem socjologów rodzina jest podstawową komórką społeczną i zakłada obecność dziecka. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Czy zatem małżeństwo bez dziecka ma sens? Oczywiście, że tak – pod warunkiem, że oboje małżonków nie chce mieć dzieci i otwarcie między sobą o tym mówi. Problem pojawia się zwykle, gdy jedna strona chce mieć dziecko, a druga nie chce lub nie może z różnych przyczyn. Warto zatem tak istotną kwestię jak posiadanie dzieci omówić przed zawarciem małżeństwa. W żadnym wypadku nie wolno zatajać swojej niechęci do posiadania potomstwa przed partnerem. Bezdzietność z wyboru – egoizm wobec państwa? Bezdzietność z wyboru to pstryczek w nos i sól w oku patriarchalnego państwa. Współczesna kobieta ma pełne prawo powiedzieć głośno „nie chcę mieć dzieci”. Jest to jeden z mocniejszych wyrazów wolności, o którym młode kobiety XX wieku mogły pomarzyć, nie wspominając o wcześniejszych czasach. Samodecydowanie jest w oczywisty sposób nie na rękę polskiemu rządowi, gdy kraj przeżywa kryzys demograficzny. Pojawiają się głosy w przestrzeni publicznej, że bezdzietność z wyboru jest wyrazem ogromnego egoizmu wobec społeczeństwa. Nawet Papież Franciszek podczas jednej z ostatnich audiencji w Watykanie wskazał na problem świadomej bezdzietności. Papież stwierdził, że to postawa wysoce egoistyczna, umniejszająca człowieczeństwu o destrukcyjnym wpływie na społeczeństwo. Najwyższy w hierarchii Kościoła przedstawił niezwykle piętnujące stanowisko wobec osób bezdzietnych z wyboru, uderzające w podstawowe prawo człowieka do wolności wyboru. Patriarchat nie pozostawi suchej nitki na kobiecie podejmującej świadome decyzje sprzeczne z interesem rządzących. Niestety jednocześnie zapomina o przepełnionych domach dziecka i sierocińcach, gdzie dzieci marzą o tym, aby mieć prawdziwą rodzinę. Te marzenia są im jednak odbierane poprzez niesłychanie trudną i długotrwałą procedurę adopcyjną. Nie wspominając już o zupełnym uniemożliwieniu adopcji dzieci parom homoseksualnym. Zastanówmy się zatem, po której stronie powinniśmy mówić o egoizmie? Nie chcę mieć dzieci, ponieważ nie pozwalają mi na to zarobki Niektórym wydaje się, że sprawa z posiadaniem dzieci jest prosta: albo chcesz je mieć, albo nie chcesz. Sytuacja z bezdzietnością jest jednak bardziej skomplikowana, a na pewno nie jest zero-jedynkowa. Coraz częściej słyszy się, że ktoś nie chce dziecka, bo jego pensja na to nie pozwala. Można implikować, że gdyby sytuacja finansowa się zmieniła, to również zmieniłoby się podejście do posiadania dziecka. Byłaby to wówczas bezdzietność czasowa do momentu, gdy sytuacja życiowa zmieni się na lepsze. Świadomość, ile kosztuje dziecko, może zniweczyć plany wielu potencjalnych rodziców. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Dla wszystkich dzieci, które pojawiają się na tym świecie lub tych, które nigdy nie zaistnieją to dobrze, że macierzyństwo zostaje poddane takiej kalkulacji i refleksji. Czasy się zmieniają i miejmy nadzieję, że bezmyślne traktowanie rodzicielstwa odejdzie do lamusa. Ludzie decydujący się na bezdzietność z wyboru z przyczyn zarobkowych rzadko kiedy mają na myśli to, że nie stać ich na dodatkowe lekcje gry na pianinie, czy ubrania luksusowych marek. Zwykle po prostu mają zbyt mało pieniędzy, aby wyżywić dziecko i zapewnić mu wszystkie podstawowe potrzeby. Tak więc osoby, które rozmyślają nad decyzją o potomku z każdej możliwej perspektywy, wykazują się znacznie większą odpowiedzialnością niż rodzice, którzy rozmnażają się bezmyślnie, mając na uwadze wyłącznie własne pragnienia. W sytuacji, gdy nie chcę mieć dzieci, ponieważ mało zarabiam, są dwa sensowne wyjścia: albo zrezygnować zupełnie z macierzyństwa, albo znaleźć sposób na poprawę swojej sytuacji ekonomicznej. Być może byłaby to zmiana pracy, a być może wyjazd za granicę w poszukiwaniu lepszego życia. Nie chcę mieć dzieci, ponieważ chcę się realizować w inny sposób Ciekawym paradoksem jest to, że bezdzietność z wyboru i dzietność u swoich podstaw mają dokładnie te same elementy: obranie jakiejś roli;odnalezienie własnej tożsamości;poszukiwanie uznania i szacunku;posiadanie wpływu;dążenie do przyjemności;dążenie do nieśmiertelności;budowania więzi. Gdy inni ludzie słyszą „nie chcę mieć dzieci, ponieważ wolę realizować się zawodowo” niemal pewne jest, że odpowiedzą: „kiedyś będzie za późno”, „teraz pracujesz i robisz wiele rzeczy, bo jesteś młoda i masz siłę, ale potem zostaniesz sama”. To okrutne stwierdzenia, które usiłują wprowadzić nas w poczucie winy, a niekiedy nawet depresję. Należy jednak pamiętać, że dzieci nie są gwarancją braku samotności. Poza tym żadne dziecko nie jest naszą własnością, a można odnieść wrażenie, że wielu rodziców traktuje je przedmiotowo, jako zabezpieczenie własnej przyszłości. To wysoce niemoralna postawa. Dzieci nie powinny mieć żadnych zobowiązań wobec swoich rodziców. Brzmi to okrutnie i niewdzięcznie, ale czy ktokolwiek z nas prosił się na ten świat? Niechciana ciąża może być zarówno odczuciem matki, jak i dorosłego dziecka w przyszłości. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Wielu rodziców prezentuje taką postawę, jakby tylko z dziećmi można było budować silne relacje i więzi. To, że ktoś nie chce mieć dzieci, nie musi wcale oznaczać, że będzie umierał w samotności. Osoby bezdzietne mają więcej czasu na budowanie relacji partnerskich i przyjacielskich, zatem kwestia samotności nie jest przesądzona ani w jednym, ani drugim przypadku. Życie w towarzystwie życzliwych nam rówieśników jest dużo lepsze, niż sytuacja, w której decydujemy się przykładowo na związek bez miłości tylko w kontekście posiadania dziecka. Potomek nie jest gwarancją bliskiej więzi, jak i nie jest jedynym możliwym jej źródłem. Posiadanie dzieci to Twój wybór Możemy zastanawiać się i debatować, czy warto mieć dzieci, ale narzucanie komukolwiek swojej opinii nie powinno mieć w tym temacie miejsca, ponieważ godzi to w podstawowe prawo człowieka do wolności wyboru, w tym autonomii cielesnej. Prawo do wolnego wyboru obowiązuje w całej Unii Europejskiej i dotyczy każdego bez względu na rasę, wyznanie, poglądy polityczne i styl życia. Nikt, tym bardziej rząd nie może w żaden sposób ograniczać prawa do autonomii cielesnej i wolnego wyboru, zarówno w przypadku osób, które chcą mieć dzieci, jak i tych, które stanowczo mówią, że nie chcą mieć nigdy dzieci. Oznacza to, że Państwo nie może zarządzić przymusowego planowania rodziny i sterylizacji, a także nie może ograniczać dostępu do antykoncepcji.
Na pewno dla części kobiet jedno dziecko jest już pełną realizacją planu. Pojawiały się w miarę często takie głosy, jak: „mam już dziecko i nie chcę mieć więcej”, bądź też, zwłaszcza wśród starszych respondentek, że jest już za późno na dziecko (w grupie 34-45 lat prawie połowa wybierała tę odpowiedź).
Jestem "bezdzietną lambadziarą" i jest mi z tym świetnie. Dzieci nie mam i nigdy mieć nie zamierzam. Planuję za to głośno mówić o tym, jak ważny jest dostęp do legalnej aborcji. Nawet tej na życzenie. Przykro mi droga prawico, takich kobiet jest więcej. Nie mam męża ani dzieci i mieć ich nie zamierzam. Mam za to całkiem wygodne, dostosowane do własnych potrzeb życie, pracę, w której się spełniam i pasje, którym poświęcam swój wolny czas. Gdy jestem zmęczona, odpoczywam, gotuję, bo lubię, sprzątam, bo cenię sobie porządek. Bez presji i myśli, że wszystko to jest dla kogoś, bez kombinowania, jak ogarnąć dom, rodzinę i jeszcze jakoś znaleźć czas dla siebie. Chodzę po restauracjach, na drinki, do galerii sztuki. Nawet do kina czy na koncert wolę pójść sama, by bez przeszkód poddać się emocjom. Czasem uprawiam niezobowiązujący seks, mam swoich przyjaciół i swoje zasady. Niektórzy twierdzą, że nic nie wiem o życiu, że może powinnam sobie kogoś znaleźć, że dopiero jak urodzę dziecko, dowiem się, co jest ważne. Popularne w magazynie Ktoś nazwie mnie egoistką, inny wykrętem, kolejny bezdzietną lambadziarą. I wiecie co? Jest mi to zupełnie obojętne. Ani myślę swojego życia zmieniać, dostosowywać się do ogólnie przyjętych schematów i spełniać oczekiwań ludzi wokół. Ile razy zdarzyło Wam się słyszeć, że kobieta ma robić to, to i to? Stworzona jest do tego czy tamtego. Jej powinnością jest... Bardzo długo, od dzieciaka uczona byłam, że mam umieć gotować, upiec ciasto, posprzątać, że rodzina to najwyższa wartość, a najgorsze, co może mnie spotkać, to bycie starą panną i bezdzietność. Według słownika moich babć czy ciotek starą panną już jestem, a w dodatku w dupie mi się poprzewracało. Bo jak można nie wypełniać woli boskiej, nie marzyć o ślubie, nie płodzić "bąbelków"? To właśnie rodzenie dzieci zdaje się być dla wielu ludzi w Polsce najwyższą kobiecą powinnością. Ok, bycie matką może być piękne i dawać satysfakcję, okazać się pełnią szczęścia. Są kobiety, które o tym marzą, oddałyby wszystko za to, by zajść w ciążę, cieszą się macierzyństwem. Ale skoro one mogą wybrać taką ścieżkę, dlaczego ja nie mogę obrać innej? Seksu przed ślubem uprawiać nie można, bo grzech, ale jak już uprawiasz i wpadniesz: taka wola boska. Prezerwatywy czy inne formy antykoncepcji? Zło. Ale otwórz kalendarzyk i jak dzieci nie chcesz, to licz tak, żeby ich nie było. Aborcja? Grzech najcięższy, nawet jeśli masz urodzić dziecko bez czaszki. A jak już urodzisz, nie ważne, czy zdrowe, czy z wadami lub chore, zapomnij, że byłaś. Nie jesteś już Emilką. Teraz jesteś matką. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zdążył już ogłosić, że kobiety stworzone są do rodzenia, a nie robienia karier. W jego mniemaniu ja i inne podobne mi trzydziestolatki, bez rodzin i planów na rodziny zakładanie, jesteśmy degeneratkami niegodnymi szacunku. Żadne z nas patriotki, marne z nas Polki Ostatnio w rozmowie z jedną z "dzieciatych" koleżanek usłyszałam, jak wielkim bólem może być życie. Samotna matka, bez wsparcia, bez krzty wolnego czasu. Poszła do szkoły, by choć na chwilę wyrwać się z domu. Marzyła o tym, by przez badania przejść w szpitalu. Szwankowalo jej zdrowie, w szpitalach przez pandemię nie ma odwiedzin, a ona pragnęła tylko na chwilę uciec i pierwszy raz od dwóch lat się wyspać. Inna koleżanka, jeszcze z czasów studenckich, rzuciła naukę i wróciła do rodzinnego miasteczka po tym, jak zaszła w ciążę. Pamiętam, jak płakała, że świat jej się wali. Kolejna - obarczona złymi genami - przerażona była wizją urodzenia nieuleczalnie chorego dziecka. Gdy zaszła w ciążę, mówiła otwarcie - jeśli badania prenatalne wyjdą źle, zrobię aborcję, nie stać mnie na heroizm. Wtedy jeszcze miała wybór. Ostatnio w Polsce rozgorzał temat tego, czy każda kobieta powinna rodzić dzieci i co zrobić z tymi, które owych dzieci nie chcą. Wszystko za sprawą córki byłego prezydenta, celebrytki Aleksandry Kwaśniewskiej. Skończyła 40 lat, od dawna ma męża, a potomstwa ani widu, ani słychu. Ciągle dopytywana o to, kiedy dzieci i dlaczego jeszcze ich nie ma, nie wytrzymała. - Wiemy, że macierzyństwo jest ogromnie ważne dla wielu kobiet, ale to nie powód, by te, które dzieci nie mają, były albo ignorowane, albo zmuszane do wiecznego tłumaczenia się ze swoich życiowych decyzji - oznajmila w jednym z wywiadów. - Szanujmy wybory innych ludzi. Nic nam do tego - dodała. I niby wszystko, co powiedziała, jest zupełnie oczywiste, okazuje się jednak, że nie dla każdego. Są tacy, którzy do rodzenia najchętniej by kobiety zmusili. W imię własnych przekonań i bzdurnych racji. Protest kobiet w Warszawie fot. MAREK BEREZOWSKI/REPORTER Podobne scenariusze pisało życie, pisali też twórcy seriali czy powieści. Weźmy choćby jedną z popularniejszych w ostatnich latach produkcji “Opowieść podręcznej” na podstawie powieści Margaret Atwood. Kobieta zrównana została tam z inkubatorem, stała się maszynką do produkcji niemowląt. Nie trzeba jednak fikcji, by zobaczyć, do czego prowadzi zakaz aborcji oraz antykoncepcji i zmuszanie kobiet do rodzenia. Nicolae Ceauşescu - prezydent Rumunii w latach 1967 do 1989 - wymyślił sobie, że jego kraj stanie się potęgą. Dyktator miał ambitne plany - chciał doprowadzić do sytuacji, w której w 2000 roku na świecie żyłoby 25 milionów Rumunów. Zmienił prawo tak, by dzieci rodziło się jak najwięcej, - Nie ma w Rumunii miejsca dla kobiety, która nie jest matką - mówił. Rumunki rodziły, zmuszone przez prawo, a później swoje potomstwo porzucały. Młodych Rumunów było tak dużo, że sierocińce szybko się przepełniły, a maluchom zamiast imion, zaczęto nadawać numery. Powstały dwa odrębne kręgi piekielne - jeden to życie kobiet zmuszanych do rodzenia, drugi to życie dzieci, porzuconych, egzystujących w skrajnym ubóstwie, bez jakichkolwiek szans na godne życie. Wszystko w ramach chorej wizji dyktatora. Czy Polki czeka podobna przyszłość? Ekstremiści marzą o tym, by zakazać aborcji, ba, pojawiły się nawet pomysły zakazu antykoncepcji i… rozwodów. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, jeden z najbardziej kontrowersyjnych polityków PiS, zdążył już ogłosić, że “zakazuje dzieciom i młodzieży interesowania się seksualnością”, a kobiety stworzone są do rodzenia, a nie robienia karier. - Jak się pierwsze dziecko rodzi w wieku 30 lat, to ile ich można urodzić? To są konsekwencje mówienia kobietom, że nie muszą robić tego, do czego zostały przez pana Boga powołane - mówił swego czasu występując na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W jego mniemaniu ja i inne podobne mi trzydziestolatki, bez rodzin i planów na rodziny zakładanie, jesteśmy degeneratkami niegodnymi szacunku. Żadne z nas patriotki, marne z nas Polki. Jest XXI wiek, końcówka 2021 roku, świat od blisko dwóch lat zmaga się z pandemią, która pochłonęła już (według oficjalnych szacunków) prawie pięć milionów ofiar, po wybuchu wulkanu płoną Wyspy Kanaryjskie, za chwilę zaczną się coroczne pożary w Australii, pali się już nawet tajga, a to oznacza postępujące zmiany klimatu. Tymczasem w Polsce ludzie całą uwagę poświęcają temu, czy dwóch mężczyzn może tworzyć związek, a kobiety są pełnoprawnymi ludźmi i mogą decydować o sobie. Mija dokładnie rok, odkąd upolityczniony i - co tu dużo mówić - nielegalny Trybunał Konstytucyjny pod wodzą magister Julii Przyłębskiej - zdecydował, by zaostrzyć i tak już ostre prawo antyaborcyjne. Jeszcze niedawno mogłyśmy przerwać ciążę gdy padłyśmy ofiarą gwałtu, zagrażała naszemu życiu, lub płód był uszkodzony, a naszemu przyszłemu dziecku groziła nieuleczalna choroba i/lub kalectwo. Życie płodów okazało się jednak ważniejsze, niż życie kobiet i ostatnia przesłanka została Polkom odebrana. Wraz z wyrokiem Trybunału (nie)Konstytucyjnego świat wielu kobiet w Polsce się zawalił. Kto by jednak myślał o ich przyszłości, skoro udało się ocalić ileś zlepków komórek? Gabinety psychiatrów zapełniają się pacjentkami w tragicznym stanie psychicznym, przerażonymi wizją urodzenia dziecka z wadą letalną. W tej chwili wizyta u psychiatry to już ostatnia, jedyna szansa na legalne przerwanie ciąży w kraju. Pytanie tylko, dlaczego Polki najpierw muszą upaść na dno, doświadczyć głębokiej depresji, popaść w lęki, by móc poddać się zabiegowi i jakoś wracać do normalnego życia? Jarosław Kaczyński nazwał prezes TK Julię Przyłębską "towarzyskim odkryciem" fot. ANDRZEJ IWAŃCZUK/REPORTER Kobiety cierpią, osobiste tragedie przeżywają całe rodziny, a polscy politycy i działacze tak zwani pro life kpią i szykują nam jeszcze większe piekło. Dlaczego aborcją embriopatologiczną zajmował się Trybunał Konstytucyjny? Bo Jarosław Kaczyński i jego pobratymcy z PiS bali się załatwić sprawy w Sejmie. Później ten sam Jarosław Kaczyński splunął w twarz Polskim kobietom, oznajmiając, że “każdy średnio rozgarnięty człowiek może sobie aborcję za granicą załatwić, taniej lub drożej”. Wszak wcale nie chodziło o to, by kobiety nie robiły aborcji. Chodziło o to, by nie przeprowadzały jej w Polsce. Tymczasem wrota piekieł otwierają się na nowo, a polscy ekstremiści dokładają do pieca. 22 września Fundacja Pro złożyła w Sejmie projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji. Oficjalnie chcą ścigać “przestępców aborcyjnych”, w praktyce chodzi o to, by za przerwanie ciąży karać jak za morderstwo. W każdym możliwym przypadku, bez względu na okoliczności. Zagrożenie życia matki? Gwałt? Nic się nie liczy. Płód miałby zostać zrównany z człowiekiem, terminacja ciąży z zabójstwem. Ścigane byłyby same matki, jak i osoby pomagające im aborcję przeprowadzić. Ba, już nawet usuwanie płodu za granicą uznawane byłoby przez polskie prawo za przestępstwo. Czy właśnie ku temu dąży dziś PiS we współpracy ze wspominaną już Julią Przyłębską? To ona dopiero co orzekła, że polskie prawo stoi ponad prawem unijnym. Chwilę wcześniej Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której wezwał wszystkie kraje wspólnoty do zagwarantowania kobietom prawa do aborcji na życzenie. Nie ma mowy... takie rzeczy nie w Polsce. Jarosław Kaczyński splunął w twarz Polskim kobietom, oznajmiając, że “każdy średnio rozgarnięty człowiek może sobie aborcję za granicą załatwić, taniej lub drożej”. Wszak wcale nie chodziło o to, by kobiety nie robiły aborcji. Chodziło o to, by nie przeprowadzały jej w Polsce Czy PiS odważy się pójść dalej? A może po raz kolejny posłużą się “towarzyskim odkryciem” Jarosława Kaczyńskiego i to Julia Przyłębska zakaże aborcji w każdym możliwym przypadku? Póki projekt ustawy Fundacji Pro nie trafi pod obrady Sejmu, możemy czuć się stosunkowo bezpieczne. W Polsce prężnie działają organizacje, jak Aborcyjny Dream Team, czy Kobiety W Sieci - aborcja po polsku. Kobieta ciągle nie może być karana za terminację ciąży. Ciągle mamy prawo wybierać, możemy urodzić, lub zdecydować o aborcji. Zażyć pigułki poronne w domu lub wyjechać za granicę. Ba, inne kraje Unii Europejskiej wyciągają pomocne dłonie do pozbawionych praw Polek. Już zaraz po wyroku TK pomoc polskim kobietom oferowały Szwedki, teraz rząd Belgii zdecydował opłacać nam ewentualne zabiegi. Dlaczego jednak ciągle musimy szukać czegoś poza, bić się o własne prawa, naginać zasady? Gdy 22 października 2020 roku zapadł wyrok w sprawie aborcji, w Polsce szalała pandemia, a ja chora i uwięziona w kwarantannie, płakałam przerażona tym, co dzieje się w kraju. Niewiele później w rozmowie z przyjacielem wyznałam, że nie chcę mieć dzieci, nie tutaj, nie w kraju pełnym zakazów, pozbawionym jakiejkolwiek empatii. Spójrzcie tylko, nie można “zabijać” zarodków, ale dzieci-uchodźcy na granicy polsko-białoruskiej mogą umierać w męczarniach. Drodzy obrońcy płodów. Dziś kobiety są dużo mądrzejsze, wiedzą, jak wykonać aborcję, są zdeterminowane. Dziś zakaz nie sprawi, że ktoś do rodzenia kobietę zmusi. A jeśli będzie trzeba, znów się zorganizujemy, wyjdziemy na ulice i będziemy pomagać swoim “siostrom” w potrzebie. Każda władza kiedyś mija, Wy też miniecie.
Tłumaczenia w kontekście hasła "nie chcę mieć" z polskiego na angielski od Reverso Context: nie chce mieć, nie chcę mieć nic wspólnego, nie chcę mieć dzieci
Zawieszenie to taki stan, w którym trudno jest funkcjonować. Z jednej strony, chcemy iść do przodu, zmienić nasze życie, realizować pragnienia. Z drugiej, jesteśmy powstrzymywani, stoimy w miejscu. Tym razem będzie o udanych związkach, w których jedno z parterów nie ma dziecka i go pragnie, a drugie już ma potomka z poprzedniego związku, a kolejnego mieć nie chce. Wydaje się, że kiedy dwoje ludzi się kocha, to życie we dwoje powinno się szczęśliwie ułożyć samo. Okazuje się jednak, że niekiedy miłość to za mało. Ważne są także te same priorytety, pragnienia i potrzeby. Przybywa par, w których jedna osoba jest bezdzietna, a druga dziecko lub dzieci już ma z poprzedniego związku. Wszystko jest dobrze, kiedy oboje partnerzy chcą - i mogą - wychować wspólne dziecko. Jednak bardzo poważnym dylematem powodującym napięcia i konflikty, a niejednokrotnie inicjującym rozstanie, jest kwestia posiadania kolejnego potomka. Nawet wtedy, kiedy oboje się kochają. To bardzo trudne i bolesne doświadczenie dla obu stron. Często partnerzy nawzajem słyszą "jeśli mnie kochasz, postaw się na moim miejscu" lub "powinieneś/powinnaś zrozumieć moje potrzeby i pragnienia". Bo ty nie wiesz, jak to jest... Wychowanie wspólnie dziecka jest decyzją mającą wpływ na całe nasze życie, życie partnera i owego dziecka. Problem w tym, kiedy dwoje ludzi naprawdę się kocha, żyć bez siebie nie może, a ma tak odmienne oczekiwania wobec wspólnej przyszłości. Na ogół partner, który dziecko lub dzieci już ma, wskazuje na argumenty związane z całkowitą rewolucją w życiu, z ograniczeniem wolności i swobody, którą odzyskał po odchowaniu swojego dziecka czy dzieci. Powołuje się na brak doświadczenia swojej drugiej połowy w kwestii wychowywania dziecka. Często bezdzietni partnerzy słyszą "bo ty nie wiesz, jak to jest mieć dziecko i z czym się wiąże wychowywanie dziecka". A ci, co dziecka pragną, chcą je mieć z kimś, kogo kochają, z kim planują przyszłość i nie mogą zrozumieć, dlaczego partner tego nie rozumie, skoro sam ma dziecko. Najtrudniejsza sytuacja dotyczy bezdzietnych kobiet, które zbliżają się lub już przekroczyły "czterdziestkę" i podejmują walkę z czasem, ze swoją biologią. Gdy ona pragnie dziecka, ale on już je ma - Mam 39 lat, wydawało mi się, że jestem w szczęśliwym związku - mówi Magda. - Tylko że on jest po rozwodzie i ma już dziecko, a ja nie mam, a pragnę go najbardziej na świecie. Powiedział mi, że nie chce kolejnego dziecka, może mu się zmieni za kilka lat, ale problem w tym, że mi zegar biologiczny tyka, ja za kilka lat mogę już nie móc mieć dzieci. Wcześniej nie poznałam nikogo, z kim dziecko mogłabym mieć. - Bardzo go kocham - mówi dalej. - To wspaniały, czuły facet, pod każdym względem jest nam ze sobą bardzo dobrze, ja mam dobry kontakt z jego synkiem, on jest wspaniałym ojcem. Po tej ostatniej rozmowie stwierdziliśmy, że czasowo się rozstajemy. Rozsypałam się na drobne kawałki. Siedzę od trzech dni, gapię się w sufit i piję wino, płaczę i myślę, że mnie już w tym związku nic dobrego nie czeka. On chyba liczy na to, że zmienię zdanie. Wie, że do tej pory kariera była dla mnie ważna i uważa, że dziecko to moja tymczasowa fanaberia i mi przejdzie. A ja się zastanawiam, co dalej, czy nadal chcę z nim być. Problem w tym, że pewnie każdy następny facet zobaczy już we mnie desperatkę, która myśli tylko, jak tu najszybciej zajść w ciążę. Życie różnie się układa i nie zawsze istnieje możliwość, jak niektórzy myślą, zaplanowania sobie założenia rodziny. Szczęściarze, którzy zakochują się jako dwudziestolatkowie, decydują się na życie we dwoje, zakładają rodzinę i mają dzieci, bo oboje tego chcą. Coraz więcej osób jednak z różnych powodów, o których pisałam w Sympatii wielokrotnie, zostaje na krócej lub dłużej singlami. Wielu rozwodzi się czy rozstaje, wychowując dzieci z poprzednich związków. Każdy ma swoją historię. Nie jest to takie proste, by ludzie po różnych życiowych "zakrętach", mimo miłości, mieli te same priorytety, mając różne doświadczenia i potrzeby. Czasem jednak to się udaje. Kim ja jestem dla jej dzieci? - Długo byłem singlem, miałem różne związki, ale na ogół nie było to nic poważnego - mówi Andrzej. - W końcu spotkałem Agatę. Ja miałem wtedy 32 lata, ona 38 i dwójkę dzieci, była po rozwodzie. Na początku nie myślałem o własnym dziecku, bo chciałem po prostu mieć udany związek, którego do tej pory nie udało mi się zbudować. Bardzo ją kocham i po dwóch latach razem zacząłem o tym napominać. Ona jednak powiedziała, że nie chce trzeciego dziecka, że jest już po czterdziestce i nie wyobraża sobie wracać do pieluch. W sumie to ją rozumiem, ale swoje dziecko biologiczne też chciałbym mieć. Bardzo się emocjonalnie związałem z jej młodszą córką, którą wychowuje od jej 4. roku życia. Teraz to już 10-letnia panna i czasem, jak się zapomni, to mówi o mnie "tato 2". Jak mam doła, to myślę, co by było, gdybyśmy się rozstali. Kim ja jestem dla jej dzieci? Nawet nie miałbym żadnych praw do widywania się z nimi, a przecież je wychowuję. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie myślę już o swoim dziecku. Ale Agata ma dziś 45 lat, zresztą nie ma o tym mowy. Stwierdziła, że najlepiej, jakbym miał z jakąś singielką dziecko, oczywiście z in vitro. Ale dla mnie to absurdalne rozwiązanie, przecież ja ją kocham i nie chcę mieć dziecka z inną. To bardzo trudne, kiedy dwoje ludzi się kocha, a nie mają wspólnej wizji swojej przyszłości. Czy zatem jedno powinno się poświęcić na rzecz drugiego? Myślę, że rezygnacja ze swoich pragnień, szczególnie tak głębokich jak posiadanie dziecka, którego się nie ma, dla wielu będzie niezrozumiałe i niemożliwe do zaakceptowania. Mnie interesują raczej prawdziwe powody niechęci do posiadania kolejnego dziecka z ukochaną osobą. Znam wiele rekonstruowanych rodzin, w których ona czy on decydują się na kolejne wspólne dzieci, posiadając już własne. Powodów możemy podać nieskończenie wiele. Ważne, żeby dotrzeć do tych najprawdziwszych - urazów z poprzedniego związku, przykrych doświadczeń funkcjonowania w nieudanej relacji, w której jest też dziecko. Jeszcze inni, szukając spełnienia, rozstają się i szukają partnera, z którym mogą mieć wspólne dziecko. Czasem jest tak, że konflikt dotyczy posiadania dziecka, a potem okazuje się, że dziecka biologicznie już mieć nie możemy. Niektórzy wtedy chcą wstępować na drogę adopcji, inni nie biorą tego pod uwagę i angażują się w wychowanie dzieci partnera. Ludzie się zmieniają, zmieniają także swoje postawy i opinie. Z jednym partnerem nie chcą mieć dziecka przez lata, z drugim po roku znajomości chodzą z wózkiem na spacery. To są trudne sytuacje, ciężkie wybory, każdy musi wybrać swoją drogę. Na szczęście życie pisze też własne scenariusze. Również te ze szczęśliwym zakończeniem. Jeśli chcesz się podzielić swoimi refleksjami na temat bycia singlem czy życia w związku, napisz do autorki na adres @ Źródło:
BoOEg8. 360 499 335 223 240 234 139 109 206
nie chcę mieć więcej dzieci