Właśnie dlatego bliski kontakt ojca z córką ma istotny wpływ na jej dorosłe życie. Córeczka tatusia od małego buduje sobie wzorzec mężczyzny, którego ideałem jest tata. Od niego uczy się relacji z mężczyznami, prawd o nich. Dzięki niemu w późniejszym życiu lepiej zrozumie swojego męża i synów.
Dziewczyna ma swoje powody, po zajęciach spotyka się z chłopakiem, Marcelem, potrzebuje 1,5 tys. złotych. On nie ma, Mańka (tak też ją nazywają) próbuje w lombardzie „opylić
Tworzą relację o wyjątkowo silnej, wyjątkowej więzi. To właśnie tata jest pierwszym mężczyzną w życiu dziewczyny. To od niego zależy, czy jego córka będzie szukała mężczyzny do niego podobnego, czy też postara się znaleźć zupełne przeciwieństwo. Ojciec jako pierwszy wprowadza córkę w męski świat, może być dla niej wzorem. Jego największym zadaniem jest nauczenie dziecka umiejętności budowania zdrowych relacji z ludźmi i innymi mężczyznami. Zobacz film: "Jak możesz pomóc maluchowi odnaleźć się w nowym środowisku?" spis treści 1. Relacje ojca z córką 2. Córka i ojciec nadgorliwy lub niedostępny 1. Relacje ojca z córką Więź między matką a dzieckiem tworzy się automatycznie. Większość kobiet po porodzie nie ma trudności ze zbliżeniem się do dziecka. Inaczej sprawa wygląda w relacji ojciec – córka. Początkowo młody tata może czuć się niezręcznie wypowiadając słodkie słówka lub wykonując czułe gesty. Z czasem sytuacja zmienia się diametralnie i córeczka zostaje ulubienicą tatusia. Ojciec i córka budują swoja więź od początku. Tato rozczula się nad każdym gestem malucha i jego bezbronnością, a córeczka przyzwyczaja się do widoku i obecności rodzica. Pierwszy chłopak w życiu córki wywoła szok u ojca niezbyt zaangażowanego uczuciowo ojca. Trudno mu będzie pogodzić się z dojrzewaniem i rozwijającą się u dziewczyny kobiecością. Większość konkurentów będzie krytykowana i wyśmiewana. Mądry ojciec nie będzie się martwił, gdyż już od dawna przygotowywał córkę do wejścia w dorosły świat. 2. Córka i ojciec nadgorliwy lub niedostępny Ojciec, który lubi okazywać miłość swojej córce, widzi w niej istotę kruchą i delikatną. Takie postrzeganie dziecka może być wynikiem tego, że mężczyzna nie widzi tych cech w swojej żonie. Już jakiś czas temu wykształcił się w naszej kulturze obraz zniewieściałego mężczyzny i silnej, dominującej kobiety. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że kobiety coraz lepiej zarabiają i są lepiej wykształcone. Cechy, do tej pory kojarzone z kobiecością, stają się właściwe mężczyznom. Dziewczyna, która została zalana w młodości ojcowskimi uczuciami, może mieć problemy w związkach. Ojciec, który jest na każde skinienie córki, usuwa przed nią przeszkody, traktuje jak księżniczkę, daje jej nieświadomy przekaz, że wszyscy mężczyźni są ulegli, słabi i pokorni. Dorosła kobieta, wchodząc w związki, samoistnie przyjmuje postawę dominującą i wymaga od mężczyzn bezwarunkowego podporządkowania. Inny typ to tata niedostępny i chłodny uczuciowo. Taki ojciec w relacjach z córką buduje dystans. Jego obowiązki ograniczają się do wykarmienia i dopilnowania dziecka, a jakakolwiek czułość go zawstydza. Takie wychowywanie córki prowadzi do tego, że ta szuka bliskości i miłości, dlatego angażuje się w związki z mężczyznami, którzy wykazali nią choć najmniejsze zainteresowanie. Dla dziewczyn wychowanych w takim modelu rodziny bliskość kojarzy się ze stosunkiem seksualnym. Dziewczyny, które miały niedostępnych ojców często zachodzą w ciążę w bardzo młodym wieku. Ich poczucie własnej wartości jest bardzo niskie, uważają, że muszą zasłużyć na miłość, dlatego znoszą upokorzenia ze strony mężczyzn. polecamy Artykuł zweryfikowany przez eksperta: Mgr Katarzyna Sadowska Psycholog i psychoterapeuta. My mamy taki kalendarz w kuchni, nad ekspresem do kawy. Kalendarz na każdy miesiąc, z dużym polem na każdy dzień, gdzie wpisujemy różne wydarzenia i wyjścia. Taki wpis do kalendarza jest super wiążący dla obydwu stron. Nie odwołujemy randki z błahych powodów, traktujemy ją na równi z innymi poważnymi spotkaniami. 2. MiejsceDr hab. Joanna Ostrouch-Kamińska o tym, dlaczego związek córki z matką, tak bliski w dzieciństwie, bywa tak trudny w dorosłości. Artykuł ukazał się w „Ja My Oni” tom 25. „Kobieta: instrukcja obsługi zwłaszcza dla mężczyzn”. Poradnik dostępny w Polityce Cyfrowej i w naszym sklepie internetowym. *** Ryszarda Socha: – Młodzi ludzie często bagatelizują związki rodzinne partnera czy partnerki. Z rodziną ślubu nie biorę – mówią. Mają rację?Joanna Ostrouch-Kamińska: – Są takie ludowe mądrości: jeżeli chcesz wiedzieć, jak będzie wyglądała i zachowywała się twoja żona, to spójrz, jak wygląda i jak zachowuje się twoja teściowa. W innej wersji: jaka marchew, taka nać, jaka córka, taka ludowa jest ważnym elementem kultury, w której żyjemy. Nie należy jej bagatelizować, tym bardziej że często znajduje potwierdzenie w teoriach naukowych. Jest taka koncepcja francuskiego socjologa Jean-Claude’a Kaufmanna: małżeństwo czy związek to tak naprawdę spotkanie dwóch Ja, które muszą wypracować sobie wspólne Ja, nazywane małżeńskim. Człowiek nie wchodzi do związku jako czysta karta, a z określonym wychowaniem, przyzwyczajeniami, definicjami czy wyobrażeniem ról społecznych – żony/męża, matki/ojca, przyjaciółki/przyjaciela, pracownicy/pracownika. Nawet jeżeli partnerzy są bardzo świadomi i deklarują, że sami będą decydować o tym, jaki ten ich związek będzie, to niosą ze sobą – nie chcę powiedzieć „bagaż”, bo to kojarzy się zawsze z czymś trudnym – ale zestaw doświadczeń, które każdego z nich ukształtowały. Dokonywało się to także w relacjach z rodzicami, rodzeństwem i dalszą rodziną. I z badań nad związkami wynika, że im bardziej dana osoba jest świadoma tych wpływów, tym lepszą ma pozycję do negocjacji, jak to małżeńskie Ja budować. Oczywiście wiele osób tej świadomości po prostu nie ma. Nie zdają sobie sprawy z tego, dlaczego w określonych sytuacjach reagują tak, a nie inaczej, oraz z czym są związane zachowania drugiej strony. To utrudnia parom poszukiwanie porozumienia. Nie bez powodu ludowe mądrości eksponują zależność między matką i córką. Psychologowie rodziny są pewni, że największy wpływ na młodą dorosłą kobietę ma matka. Jest on znacznie silniejszy niż oddziaływanie któregokolwiek z rodziców na młodego dorosłego mężczyznę. Czym to tłumaczyć?Można odwołać się do psychologii i psychoanalizy; w moim przekonaniu warto też przyjrzeć się mechanizmom kulturowym. Kobiety dużo silniej niż mężczyźni są wychowywane do pełnienia ról rodzinnych. W wychowaniu chłopców nie poświęca się tyle uwagi kształtowaniu emocjonalności, empatii, umiejętności wchodzenia w relacje i ich podtrzymywania, jak w przypadku dziewcząt. Chłopcy są wychowywani bardziej do niezależności, autonomii, separacji z rodziną. Mówi się, że mężczyźni są socjalizowani do pracy, a kobiety do życia w rodzinie. Rozmawiając z kobietami, badała pani to, co dzieje się między nimi i ich matkami. Ta relacja jest tak silna i ważna, a nie ma w naszym języku – choć jest „macierzyństwo”, „ojcostwo” i „synostwo” – słowa odnoszącego się do doświadczenia córek. Nie licząc tych wygenerowanych przez badaczy „córkostwo” i „córectwo”, zupełnie nieoswojonych w mowie języku angielskim funkcjonuje słowo „daughterhood”, które trudno jest przetłumaczyć na polski. Pisząc „Nieuchwytne...”, przyjęłam „córkostwo” za Joanną Mizielińską, tłumaczką książki Adrienne Rich „Zrodzone z kobiety”, choć wolę mówić o „doświadczaniu bycia córką”. Co ciekawe, podczas warsztatowych spotkań z dorosłymi kobietami, gdy proszę, żeby opisały siebie w różnych rolach, to rola córki albo się w ogóle nie pojawia, albo pojawia się na dalszych miejscach, daleko za rolą matki i żony. Bycie córką jest w doświadczeniu kobiet nieujawniane, nieuświadamiane. Relacje z własną matką są spychane gdzieś w głąb kobiecych doświadczeń. Dlaczego?Może dlatego, że często bywają trudne. W różny sposób, z różnych względów. Moje rozmówczynie postrzegały swoje matki a to jako chłodne, a to nieobecne, a to zbyt wymagające, a to nadopiekuńcze. Te wzajemne relacje rzutują bardzo na późniejsze życie córek. Matka jest pierwszym wzorem do naśladowania, obiektem do identyfikacji dla dziewczynki, a potem kobiety. Więc córki swoją dorosłość, bycie kobietą, matką, żoną często budują albo na podobieństwo, albo trochę w opozycji do matek. Sporo jest też w tych relacjach rywalizacji. Co matki i córki współcześnie najbardziej różni?Widzenie roli kobiety. Duch równości, jak pisze niemiecki socjolog Ulrich Beck, nie da się już zakorkować w butelce. Dzisiejsze córki żyją w nieco innym świecie niż ich matki. Chcąc się w tym świecie odnaleźć, córka musi zmodyfikować wzorzec wyniesiony z domu. Z pani badań wyłania się obraz ogromnej tęsknoty, niezaspokojonego pragnienia kobiet, aby matki były dla nich przyjaciółkami i powiernicami, by próbowały zaakceptować ich wybory i sposób życia, by starały się zrozumieć, porozmawiać i wysłuchać bez pochopnej oceny i „moralizowania”. Deklarują, że one same będą inne w stosunku do własnych Najpierw rozmawiałam z tymi kobietami, a później analizowałam ich poczucie zadowolenia ze swojego życia. Należy zaznaczyć, że nie analizowałam ich relacji z ojcami. Na zadowolenie z życia wpływa bardzo wiele elementów – ja wybrałam ten jeden. I okazuje się, że można znaleźć powiązanie między poczuciem spełnienia, zadowoleniem kobiet w dorosłości a tym, jak oceniają one swoją relację z matką: pozytywnie czy mniej pozytywnie. Czyli dobry kontakt z matką zwiększa szanse córki na osiągnięcie satysfakcji z życia. A co utrudnia?Nie ma tu jednej prostej odpowiedzi. Powiem tak: pozytywny model to niewątpliwie uważna, akceptująca obecność matki w życiu córki. Staranie się, żeby nie rywalizować z córką jako tą kształtującą się kobietą. Nie rywalizować o co?W ujęciu psychoanalitycznym matka i córka są w rodzinie naturalnymi rywalkami o ojca. To jest niejako wpisane w ich relacje. Jednak chodzi też o akceptację różnych wyborów córek. Bo często jest tak, że matki, widząc w córkach obraz samych siebie, starają się poprzez nie realizować swoje marzenia, pomysły na życie, których nie udało się im urzeczywistnić. Moje rozmówczynie, kobiety około 40. roku życia, często miały o to żal do matek. One tęskniły do matki akceptującej, a nie narzucającej swoją wizję świata. Ale żeby osiągnąć zadowolenie z życia, ta akceptacja nie była niezbędna. Bo osiągały je nie tylko córki matek akceptujących, ale także tych, które akceptacji nie okazywały, za to były w swych zachowaniach i poglądach stałe. I córki wiedziały, czy mogą liczyć na ich wsparcie czy nie. To znaczy, że w relacji kobiet z ich matkami ważne było przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa i pewna przewidywalność. Nazwałam to „niezmiennością zaangażowania w życie dziecka”. Kłopot był wtedy, gdy matka była niestabilna i córka nie wiedziała, czego się po niej spodziewać. Bezwarunkowa miłość macierzyńska jest uczuciem przereklamowanym?Trudno powiedzieć, że te córki nie były kochane. Były, ale nie tak, jak tego oczekiwały. Pamiętam historię kobiety, która miała mamę wykształconą, lekarkę, pracującą cały czas, pilnującą, by w domu był porządek. Na pewno ta kobieta kierowała się troską i miłością do swego dziecka. Tak wyobrażała sobie swoją rolę. Ale córka pragnęła czegoś innego – większej obecności, ciepła, większego zaangażowania matki w codzienność. Nie można powiedzieć, że takie czy inne kochanie jest lepsze lub gorsze. Jednak mało wśród pani rozmówczyń córek zadowolonych z relacji z matkami. Podobny obraz uzyskała Judith Arcana, która przeprowadziła wywiady ze 120 kobietami. Córki były krytyczne w stosunku do matek i wiele energii wkładały w to, by być inne niż one, a mimo to – nie zdając sobie z tego sprawy – naśladowały je. Czy kobiety z pani badań z biegiem czasu rewidowały jakoś swój stosunek do matek?On się zmieniał o tyle, że córki stawały się bardziej świadome. Wiedziały, czego w związku z matką chcą i jak mogą chronić siebie. Albo decydowały się na kontakty powierzchowne, albo budowały je głęboko, z zaangażowaniem. Jako dorosłe kobiety, mające własne dzieci, patrzyły na te swoje relacje z większym zrozumieniem. Doświadczenie, jak trudno być matką, działa później niczym filtr, przez który kobieta dokonuje wglądu w swoją biografię. To dlaczego, mimo tej zmienionej optyki, relacje z matką wpływają na zadowolenie z życia u dorosłej kobiety?To sprawa mechanizmów, które działają we wczesnym dzieciństwie, w socjalizacji pierwotnej. Doświadczenia z tego okresu – dobre i złe, a także wzorce relacji społecznych, których się wtedy uczymy, są tak mocno uwewnętrznione, tak silnie zapadają w pamięć, że potem ulegają tylko drobnym modyfikacjom. Bardzo trudno to zmienić. Mówi pani o rywalizacji matek z córkami. To nie kojarzy się z miłością, prędzej z zawiścią. Córki, z którymi pani rozmawiała, zarzucają matkom chłód, skupienie na sobie i swoich pojawia się ten element rywalizacji, to głównie albo na etapie wczesnodziecięcym, kiedy to dziecko też zaprząta uwagę mężczyzny, wtedy pojawia się wręcz zazdrość, albo na etapie dorastania, kiedy dziewczynka przeobraża się w kobietę. Rzeczywiście w rozmowach, które prowadziłam z dorosłymi kobietami o ich matkach, było zaskakująco dużo żalu i gorzkich wspomnień. Ale były też relacje bardzo pozytywne, wręcz wzorcowe, takie jak sobie wyobrażamy, że być powinny. Rzecz w tym, że w kulturze funkcjonują pewne mity. Weźmy macierzyństwo z pielęgnowanym cudownym obrazkiem matki, w której jest sama radość i gotowość do poświęceń. Każda kobieta będąca matką wie doskonale, że macierzyństwo to również nieprzespane noce, bóle związane z początkowym etapem karmienia, okresem połogu, zmaganie się z fizycznością, z samotnością w opiece nad dzieckiem i innymi problemami. To samo dotyczy tego, co dzieje się między matkami i córkami. Mamy do czynienia z pewnym mitem. Wierzymy, że ta relacja jest taka przyjacielska, wspierająca, oparta na bezwarunkowej miłości. Rodzimy mit matki Polki umacnia tę wiarę?Stereotyp ten zawiera dwa komponenty – gotowość poświęcenia się dla rodziny i narodu. Niektórym wydaje się, że matka Polka to pieśń przeszłości, ale badania pokazują, że ten wzorzec wciąż jest silny. Kiedyś był wzorcem dominującym, a dzisiaj funkcjonuje obok innych. Matka Polka w relacji z córką, z dzieckiem w ogóle, jawi się jako uosobienie poświęcenia i oddania. Z kolei w bycie córką jest wpisana kulturowo wdzięczność i oddanie wobec matki, a córki nie zawsze tak to czują. Nasz rodzimy kontekst sprawia, że wydaje się, iż relacje wszystkich kobiet oparte są na tym wzorcu. A to tylko pewne wyobrażenie o tym, jak mogłyby one wyglądać. Do czego prowadzi branie mitu za rzeczywistość?W naukach społecznych istnienie takich mitów nazywa się po prostu przemocą wobec tych, których one dotyczą. W odniesieniu do relacji kobiet w rodzinie jest on krzywdzący zarówno dla matek, jak i dla córek, bo sztywno określa ramy przebiegu tych relacji. Wywołuje negatywne emocje, gdy jest inaczej niż we wzorcowym zapisie. Pojawia się poczucie winy, nieadekwatności, żalu. To jak zrzucić te pęta?W wielu rodzinach relacje między matkami i córkami są jednak dobre, oparte na miłości konsekwentnej i mądrej, która wyznacza pewne granice, ale też pozwala córce wzrastać. A jeśli było inaczej? Ktoś po prostu musi ustąpić. Myślę, że wiele zależy od dorosłych córek. Mogą zadecydować, żeby pożegnać przeszłość, rozliczyć w jakiś sposób, może przedyskutować, a może po prostu wybaczyć i budować relację z matką na nowo. Kobiety wchodzące w dorosłość powinny przede wszystkim dać sobie prawo do tego, żeby budować swoje życie w taki sposób, w jaki one je sobie wyobrażają, a nie jak nakazuje stereotyp. Mieć odwagę. To trudna droga, ale dająca dużą satysfakcję, jeśli się ją świadomie przejdzie. Czy mąż lub partner wiedząc, jak bardzo relacja z matką kształtuje życie żony/partnerki, może coś z tym zrobić?Sam niczego nie osiągnie. Jeżeli kobieta będzie chciała to jakoś przepracować, może ją mniej lub bardziej świadomie wspierać. Może zachęcić do zmiany. Natomiast jeśli ta zmiana miałaby się dokonać, to jedynie trudem kobiety. Niektórzy uważają, że prawdziwą niezależność kobieta uzyskuje dopiero po śmierci matki. Że dopiero całkowite zerwanie więzi uwalnia ją do bycia osobą w pełni samodzielną. rozmawiała Ryszarda Socha *** Rozmówczyni jest pedagożką społeczną i socjolożką edukacji, profesorem Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Kieruje Pracownią Badań nad Rodziną i Nierównościami Społecznymi. Autorka książek, „Nieuchwytne: relacje matek i córek w codzienności” (Wyd. UWM, 2004).
Znamy relacje tych, którzy zostali zesłani na katorżnicze prace na dalekiej Syberii. Tym razem autorka przeniosła nas w trochę zapomniane lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku, w czas gdy powracają do kraju ci co ocaleli z wojennej pożogi. Taką bohaterką jest Miranda, która jako dziecko została wywieziona wraz z babcią na śmierć. Relacja łącząca matkę i córkę jest równie piękna, co trudna. Potrzeba dużo wiedzy i gotowości do zmian po każdej ze stron, by zbudować ją na solidnych fundamentach. I to nie tylko w dzieciństwie, ale zwłaszcza dużo później. W dorosłości, kiedy jako doświadczone kobiety spotykamy się przy stole i patrzymy na siebie inaczej, przez pryzmat własnych, często niespełnionych oczekiwań. Łączą nas wspólne geny, przeszłość, a dzieli długa lista pretensji i myślenie życzeniowe z kategorii „chciałabym, byś była inna„. Gdzieś w środku jest miłość, która choćby największa, nie wystarczy, by wszystko poukładać na nowo. Potrzeba czegoś więcej. Czego? Ale to już było…pogodzenie z przeszłością Problem w relacji matka-córka często ma źródła w przeszłości. Jako córki nie potrafimy przebaczyć własnym mamom błędów sprzed lat. Nie umiemy wyrazić własnych emocji w dojrzały sposób, przedstawiając swój punkt widzenia, znajdując dla niego akceptację i tym samym pozwolić oczyścić własne wnętrze. Często boimy się reakcji własnej mamy. Nie chcemy jej sprawić przykrości, nie umiemy znieść myśli, że po raz kolejny nie zostaniemy zrozumiane. A tak bardzo tego potrzebujemy… Tymczasem psychologowie zalecają przeprowadzenie takiej szczerej rozmowy, bez rzucania oskarżeń, tylko poprzez spokojne przedstawienie swojego punktu widzenia. Dając sobie prawo do własnej prawdy i nie negując tego, jak wspomina przeszłość nasza mama. Rozumiejąc, że nie ma jednej prawdy, pozwalamy sobie na dojrzałą ocenę rzeczywistości. Uświadamiamy sobie, że nasza mama mogła inaczej widzieć pewne rzeczy, co nie umniejsza naszej ocenie minionych wydarzeń. Rozprawienie się z przeszłością, czy to twarzą w twarz z mamą, czy w formie listu, którego wcale nie musimy wręczać, pozwala zamknąć pewien rozdział. Pochylić się nad dzieckiem, które mamy w sobie, przytulić je i dać to wszystko, czego zabrakło nam, gdy byłyśmy małe. Pozwala również spojrzeć na relacje z mamą innym, dorosłym okiem. Dzięki temu przestajemy czuć się jak nastolatka, gdy przyjeżdżamy do domu rodzinnego, a nasza relacja zyskuje inną wartość. Co najważniejsze pogodzenie się z przeszłością nie wymaga aprobaty naszej mamy. Dobrze, gdy zrozumie ona, że jesteśmy dorosłe i mamy prawo żyć po swojemu. Jednak w praktyce to często trudne. Rodzice, niezależnie, jak duże mają dzieci, zawsze patrzą na nie jak na kogoś, kim trzeba się opiekować i komu wskazywać drogę. Wiele mam nigdy z tego nie wyrasta. Akceptacja wad Rozprawienie się z przeszłością ma tę zaletę, że przestajemy patrzeć na swoją mamę jak na osobę, która powinna być idealna. Nie postrzegamy jej oczami dziecka, zauroczonego swoją królową-matką. Widzimy człowieka z krwi i kości. Dojrzałość zaczyna się bowiem dopiero w momencie, kiedy nasza mama przestaje być „nadczłowiekiem”, staje się osobą, która ma prawo do popełniania błędów, także tych boleśnie nas raniących. Nie jest ani idealna, ani odpowiedzialna za wszystkie krzywdy świata. Może się mylić, mówić głupoty i gubić w codziennej rzeczywistości. Gotowość do przyjęcia własnej nieidealnej mamy na nowo jest niezmiernie ważne w procesie budowania zdrowych, dojrzałych relacji. Niestety nie mamy wpływu, na to, czy same zostaniemy zaakceptowane, z wszystkimi zaletami i wadami. Takie, jakie jesteśmy, a nie takie, jakie chciałaby widzieć nasza mama. Nie mamy wpływu na to, czy nasza mama będzie akceptować nasze wybory, nasz styl życia. Akceptując jednak ją i jej wady, dajemy przykład, jak ona sama może się zachowywać. Rozumiejąc, że mamy wpływ tylko na własną postawę, przestajemy uporczywie walczyć o akceptację nas przez mamę. Z czasem potrafimy wytworzyć sobie mechanizmy obronne, które pozwalają mniej przeżywać to, co się dzieje w relacji z mamą. Niestety to dość długi i bolesny proces. Zrozumienie Punktem przełomowym w relacji z własną mamą jest dojrzenie pod trudnymi zachowaniami ich prawdziwych przyczyn. Wtedy pod krytykanctwem zaczynamy widzieć przekonanie, że mama robi to, dla naszego dobra (choćby pokracznie rozumianego), bo wierzy, że nie da się inaczej, że przykrości zmotywują nas do pracy nad sobą. Pod postawą „wszystko wiem” i „rób, tak, jak Ci każe” ujawnia się zagubienie i przerażenie na samą myśl, że dorosła córka mogłaby popełnić błąd. Mama, która tłumaczy trzydziestoletniej-czterdziestoletniej córce, jak wychowywać dzieci, jak rozmawiać z mężem, boi się, że ta sobie nie poradzi. Jest przerażona myślą, że jej córka mogłaby popełnić trudny do naprawienia błąd, w konsekwencji którego będzie nieszczęśliwa. Ciągle marudząca mama jest zagubiona, bo straciła poczucie kontroli. Przez lata miała wpływ na to, co robi jej córka, jak żyje, jak się ubiera i spędza wolny czas. Teraz w jej odczuciu staje się niepotrzebna. Nierzadko panicznie boi się, że zostanie sama. Zwłaszcza jeśli jej życie osobiste nie układa się… Spojrzenie na mamę z empatią, zrozumienie jej lęków i nierzadko karygodnych zachowań, pozwala pozbyć się trudnych emocji i reagować w łagodniejszy sposób. Dzięki zmianie perspektywy możemy znaleźć w sobie siłę, by na nowo postawić granicę i pilnować, by nie były łamane. Każdy sam odpowiada za swoje szczęście Jednak od spojrzenia z empatią na własną mamę blisko do zadręczania się myślą, że nie jest ona szczęśliwa. Wiele dorosłych córek staje na głowie, by poprawić humor własnej mamie. Żyją tak, by nie sprawiać jej najmniejszego zawodu. To jeden z największych błędów. Warto sobie uświadomić, że nie odpowiadamy za poczucie szczęścia własnych rodziców. To mama może i powinna sama zadbać o swoje życie. Żadna córka nie odpowiada za to, że jej mama nie ma zainteresowań, przyjaciół, że wszystko poświęciła dla rodziny. Jeśli czuje się winna, powinna uzmysłowić sobie, że to wynik manipulacji i szantażu emocjonalnego ze strony matki. A na to nie można sobie pozwolić. Szczerość, ale nie nadmierna Wiele problemów na linii dorosła córka i matka wynika z tego, że zaczynają się traktować jak przyjaciółki. Mówią sobie o wszystkim. Zwierzają się, żalą. Niestety to często kiepski sposób na budowanie więzi. Przykład? Córka może narzekać na męża, mówić o kłótniach w domu. Ona podzieli się emocjami, wróci do domu i pogodzi się z mężem, a jej mama…będzie się martwić, przeżywać i co gorsza zacznie patrzeć na zięcia jak na osobę, która nie szanuje jej ukochanej córeczki. W drugą stronę działa to podobnie. Dorosła córka niekoniecznie powinna wiedzieć o wszystkim, co się dzieje między jej starszymi rodzicami. Szczerość jest jak najbardziej wskazana, ale warto dobrze rozumieć jej znaczenie w relacji łączącej córkę z matką. Dla własnego dobra warto zachować dystans. Nowy poziom Problem dobrych relacji córki z dorosłą matką wynika z ciągle zmieniającego się charakteru tego związku. Gdy jesteśmy dorosłe, przychodzi czas na ustalenie tych relacji na nowo. Istnieje potrzeba bolesnego przecięcia pępowiny, co musi nastąpić, by stworzyć nowe dojrzałe zasady kontaktowania się. Dorosła córka powinna stanowczo i z miłością wyznaczyć swoje granice, pokazując mamie, na co może ona sobie pozwolić. Powinna być w swoim postępowaniu konsekwentna, ale spokojna, bo tylko w ten sposób pokaże swoją dojrzałość i przekona swoją mamę, że nie żartuje… Jak to ma wyglądać w praktyce? Najprostszy przykład. Mama krytykuje męża córka. Ta mówi, że nie życzy sobie tego typu komentarzy. Mama nie słucha. Córka mówi, że jeśli nie skończy, będzie zmuszona wyjść. I należy swoją groźbę potraktować na serio. Wstać i wyjść. Jednak nie trzaskając drzwiami, ale mówiąc, że spotkamy się, np. w następny piątek. I oczywiście odwiedzić mamę ponownie. Jeśli sytuacja się powtórzy, postąpić konsekwentnie. Nie obrażać się, ale robić swoje. W końcu zrozumie…A jeśli nawet nie, to my i tak wygramy. Przestaniemy słuchać rzeczy, które są dla nas zbyt przykre. Podobnie mogą wyglądać rozmowy telefoniczne. Psychologowie zalecają metodę zdartej płyty, czyli powtarzanie ciągle tego samego, asertywnie broniąc swoich granic. Analogicznie należy postępować, gdy mama neguje zasady wychowawcze córki, gdy stara się wciągać wnuki w rozgrywki dorosłych. Gdy taka sytuacja będzie miała miejsce, należy jasno podkreślić, że sobie na to nie pozwolimy i jeśli babcia nie zmieni swojego postępowania, nie będzie mogła spędzać czasu z wnukami sam na sam. Kluczem do naprawienie relacji z mamą lub stworzenia ich na nowo, by były do zaakceptowania, jest zrozumienie, że jesteśmy dorosłe. Możemy więcej niż wtedy, kiedy byłyśmy dzieckiem. Nie musimy patrzeć na mamę jak zlęknione córki, tylko jak dorosłe dojrzałe kobiety, które znają swoją wartość i potrafią bronić ważnych dla siebie granic. 8R8b. 490 303 39 179 100 112 45 62 470